Cruft 2014 – Mastif Angielski – Największa Wystawa Psów na Świecie – 06.03.2014

16-03-2014 | Kroniki

 

CRUFT 2014 czyli
Największa wystawa psów rasowych
na Świecie
Kwalifikację na CRUFTA uzyskaliśmy w Poznaniu 2013. Była to kolejna nominacja-kwalifikacja z której tym razem skorzystaliśmy.
Aron i Emily jako dwójka ubiegłorocznych Zwycięzców Polski zostali jedynymi ,którzy pojechali i reprezentowali nasz kraj na tejże niewątpliwie największej i najsłynniejsze wystawie psów na świecie. Poniżej zdjęcia z Poznania .
Jak to mówią , marzenia należy spełniać rozważnie, mierzyć siły na zamiary… Konsekwencja, wytrwałość , poświęcenie –  bezsprzecznie pomagają wytyczać i realizować swoje cele. Wycieczka ? Może nie wycieczka a wyprawa dlatego ,że 3600km tam i z powrotem oraz dwukrotna przeprawa promowa to spora doza zmęczenia i adrenaliny była połączeniem chęci odwiedzenia Anglii czyli czymś „przy okazji.” Ruch lewostronny to wcale „nielekki” szok a całość ? Całość to wspaniałe doświadczenie i niezła doza rozrywki dla tych ,którzy potrafią się cieszyć i bawić … Jak to mówią … nie ten szczęśliwy co dużo ma ale ten komu niewiele brakuje. A radość można czerpać ze wszystkiego … Trzeba tylko potrafić cieszyć się z tego co się ma. Wyruszyliśmy zatem z naszej małej Redy . Umówione spotkanie z Radkiem i Agusią w Kołbaskowie na kolację doszło do skutku. Nikt na nikogo zbyt długo nie musiał czekać. Radio CB okazało się nieodzowne i wielce pomocne ,jako źródło kontaktu ale i sporej rozrywki. Ktokolwiek nas na 25 kanale słuchał, przepraszamy 🙂
Piesy we wspaniałej kondycji . Zatrzymywaliśmy się średnio co 300 km. Niezastąpione okazały się REDBULE i ich odpowiedniki z podwojoną dawką kofeiny. Co do żywienia psów w podróży. Otóż , można zapomnieć ,że będą jadły suchą karmę. Być może oczekują nagrody lub czegoś innego? Puszki mięsne „wchodzą” w każdej ilości. Szybko , łatwo i chyba smacznie. Jest na rynku kilku producentów naprawdę dobrych mięsnych puszek. Nie może to być podstawa żywienia mastiffa ale w podróży naprawdę się sprawdza.
Dosyć szybko przebrnęliśmy przez Niemcy. Drogi super. Nawigacja tylko raz nas wprowadziła w błąd ale nie spowodowało to zbyt dużego opóźnienia. Holandia , Belgia i wreszcie Francja. Celem była przeprawa promowa w Dunkierce. Znajomi odradzali nam Callais i tym bardziej „tunel”. W Dunkierce podobno cała odprawa trwała sporo szybciej. Dojeżdżając do Dunkierki mamy kilku operatorów czyli kilka promów do wyboru. Kierujemy się drogowskazami dla „pojazdów osobowych”. My wybraliśmy jak widać DFDS SEAWAYS.
Przed wjazdem na prom mamy 3 krotnie „stójkę”. Najpierw wjeżdżamy na wielki parking. Na parkingu wychodzimy z „papierami” i kierujemy się do kas ,zakupić bilety. Nasza honda z 3 ma osobami i psem -przeprawa razem z biletem „flexi” (tam i z powrotem) kosztowała ok.800 PLN. Niewiele drożej niż w Chorwacji… Z biletem rezerwującym powrót czyli „flexi” było ok.200PLN taniej. Dokładnie 45 funtów. Skusiliśmy się na promocję. Kolejna „stójka” to kontrola francuska , później jedziemy ok.100m i kolejna angielska. Z psami nie było problemów. Paszporty sprawdzone pobieżnie . Szczepienia itd. Wszystko ok.
Powyżej plac parkingowy przed wjazdem na prom. Tematy papierkowe trwały ok.15 minut z tym tylko ,że byliśmy jedynymi o tej porze osobami odprawiającymi się w kierunku UK. Na stanowiska wjazdowe dotarliśmy ok.4 rano.
Prom mieliśmy o 6 tej rano. Pieski wyładowaliśmy , nakarmiliśmy i napoiliśmy. Problem był taki ,że na stanowisku wjazdowym nie ma miejsca na spacer z psami i przy wypełnionych pasach wjazdowych byłby to problem. Oznacza to że na przysłowiowe „siku” piesy powinny wyjść jeszcze przed Dunkierką. Na miejscu i w trakcie przeprawy podczas ,której psy muszą być w samochodzie jest to niemożliwe.
Powyżej to zdjęcia z poczekalni. Mieliśmy ok.1ną luźną godzinę więc można było przejść na 1 wsze piętro i posmakować kawy z automatu . Kawa angielska smakuje z niego tak jak u nas z tym tylko ,że kosztuje 2 funciaki.
Miejsca na promie sporo. Wysoki standard obsługi. Przeprawa trwa ponad 2 godziny więc jest czas na kawę. Śniadanie serwowane w Promowym barze mimo ,że kusi promocjami jest jakby to powiedzieć … delikatnie , niezbyt smaczne i drogie. Za 1 osobowe śniadanie płacimy 8 do 9 funtów czyli 40-45 zł a uwierzcie … nie najecie się specjalnie do syta. Na jedno śniadanko na plastikowym talerzu ,skusiliśmy  się dlatego ,że nasze „bułeczki” już się skończyły.
Poranek na otwartym morzu to widowisko i prawdziwa uczta dla oka. Ludzie wychodzą mimo ,że wietrznie i zimno no i aparaty idą w ruch.
Wschód słońca mieliśmy wspaniały. Dziewczyny z Radkiem ,który chyba dosypiał ,wschód oglądały przez szybę promu. Sławek poskakał jak widać a reszta niech pozostanie milczeniem :).
Wschód słońca trwał ok.15 – 20 minut i w chwilę później przed oczami mieliśmy już klify i Dover.
Wspaniały widok. Dover ponoć słynie z tychże wspaniałych klifów i trudno nie przyznać racji. Wyglądają imponująco . Na dole Dover jak widać doki a na górze ,króluje wspaniała twierdza.
Widok niesamowity . Piękne wielkie zamczysko. Teren ogrodzony, zadbany i pewnie jest co zwiedzać. Dojazd bardzo prosty . Niestety nie mieliśmy tego tym razem w planach.
Ostatnia fota z promu i szybki wyjazd. Wyjazd jeszcze po prawej a zaraz później pierwsze angielskie skrzyżowanie i pierwszy niemały szok.
Szczerze mówiąc gdyby nie nawigacja ,która jak wierny pies z uporem pokazywała nielogiczny i sprzeczny z naturą ale za to jedyny słuszny kierunek jazdy to „czołówka” była kwestią czasu. Radkowi automapa nie obejmowała terenu UK. Nasza na szczęście tak .. Uwierzcie na słowo. Gdyby nie nawigacja ,która pokazywała nam z uporem maniaka wjazdy to byłby spory problem. Ciężko się przestawić.
A co w samym Dover. Tuż przed wyjazdem z promu Radek załapał się na dodatkową kontrolę a my wyjechaliśmy bez problemów. Radia CB zawiodły widocznie przysłużyła się do tego olbrzymia góra. Mieliśmy trochę szczęścia. My jechaliśmy górą , Radek z Agnieszką dołem. Po kilku minutach kontakt na CB pojawił się tak szybko jak go zgubiliśmy i okazało się ,że mijamy samochód Radka stojący po lewej stronie. Ekologia w UK ? Fotki poniżej. U nas aż tyle tego nie ma…
Czas mieliśmy dobry , była około 8 rano . Kierunek Stonehenge. Jeden z 7 miu ziemskich czakramów ponoć. Dla niektórych kupa kamieni a dla niektórych marzenie z dzieciństwa.
Stonehenge jest położony ok.300km od Dover. Dojechaliśmy tam bez przeszkód na godzinę 12-13 tą.
Piękny ,wielki parking i spora infrastruktura. Bilet wstępu za 1 osobę 14 funtów.
Na miejsca dowożeni byliśmy samochodową kolejką. Kolejka to elektryczny Landrover z podczepionymi wagonikami. Do Stonehenge jest ok.1.5 km czyli ok.5 minut trwa sam dojazd.
Miejsce jakby to powiedzieć … raczej jedyne w swoim rodzaju i jedno z niewielu . Magia dnia codziennego i sama codzienność znika tutaj . U jednych widać zaciekawienie inni zachowują się jak zaczarowani.
Stonehenge i sama wycieczka wokół trwał ok.30 minut ,chyba że ktoś odczuwa potrzebę nasycenia się tym miejscem bardziej.
Sporo obcokrajowców , sporo młodzieży . Miejsce jakby stworzone i wyeksponowane do uwiecznienia.
Postanowiliśmy skorzystać i uzbrojeni w 3 aparaty , zainscenizowaliśmy sesję zdjęciową ,której owoc właśnie oglądacie.
Czas mijał nieubłaganie. Zaczęliśmy rozglądać się za obiadem.
Na miejscu oczywiście można zjeść tyle ,że to na razie niezbyt wyszukane a bardzo drogie posiłki.
Kupiliśmy troszkę pamiątek i ok.15 tej wyruszyliśmy w kierunku Birmingham.
Objeżdżaliśmy Londyn z lewej strony. Droga na Bristol. Nie za bardzo było co i gdzie zjeść. Południowa Anglia nie obfituje tak jak u nas w przydrożne lokale. Jest tego bardzo mało. W drodze z Alisbury – Salisbury gdzie zlokalizowane jest Stonehenge – kierunek Birmingham ,natknęliśmy się na las jak z Harrego Pottera. Więcej fot w galeriach.
Raczej nieźle głodni dotarliśmy do Birmingham. Nasz hotel o wdzięcznej nazwie PRINCE hotel okazał się 2 piętrową willą. Czysto owszem i dobrodziejstwa typu TV, suszarka itd. zaopatrzony. Hoteliki tej klasy w UK nie są natomiast wcale tanie. Ceny wahają się od 35 do 70 funtów za pokój z własną łazienką. U nas za 350 PLN mamy już SPA. Z psami nie było problemów . Dopłata 10 funtów .
No i cóż. Po zasłużonym dniu wyszliśmy na miasto na kolację. Była to argentyńsko-amerykańska knajpa. Nie znaleźliśmy niczego lokalnego w okolicy.
Pyszne tortille, lokalne piwo i mała dokładka. Dosyć smacznie ale te ceny 🙂
W Anglii obowiązuje przesunięcie czasu tzn. mieliśmy go 1 godzinę więcej. Budziki zaczęły dzwonić o 5 tej a tak naprawdę to była 4 ta nad ranem. Mieliśmy zatem godzinkę więcej. Spożytkowaliśmy ją tak jak kto lubił i potrafił najlepiej :).
Powyżej to nasz pokoik. Bardzo fajny , czysty i przytulny. Miłe przemijające wspomnienie.
Na teren wystawy dotarliśmy około 8 rano. Wielkie parkingi… naprawdę potężne obiekty. Poszliśmy za „tłumem” i dotarliśmy bez przeszkód do naszej hali.
Na miejscu dotarliśmy i bez przeszkód znaleźliśmy boxy z naszymi numerkami.
Mastiffy wchodziły o 10 tej więc było troszkę czasu na rekonesans. Mastifów było ok.60 ciu a my wchodziliśmy chyba jako ostatni na halę.
Na miejscu bardzo miło było poznać Monikę K.właścicielkę wspaniałego pręgusa z klasy młodzieży oraz Sylwię D. ,która przyjechała z Irlandii min. po to ,żeby zobaczyć nasze psy.
Trochę wygłupów , najważniejsze że było miło i wesoło. Zanim się zorientowałem mastiffy były już w ringu . Ledwo zdążyłem :).
W klasie Arona była 10-tka konkurentów. Spojrzałem … Co pomyślałem to już moją tajemnicą, natomiast humor niezmiernie mi się poprawił.
Sędzina p.Annie Marie C. bardzo dokładnie oglądała każdego psa. Aron wystawiał się rewelacyjnie jak na championa i Zwycięzcę Polski przystało. Jak na swoje 113kg w ruchu zaprezentował się nieco gorzej niż w stójce ale wystarczająco jak na prezentację swych walorów.
Cóż … Poniżej i powyżej końcówka z porównania klasy otwartej samców. Każdy kto ma oczy niech patrzy , jak to mówią.
Całość oceny i końcowe porównanie wyglądało tak ,że sędzina wskazała metodą od lewej 5 psów. Wybiera się jedynie piątkę psów. Dla nas zabrakło miejsca. Podtrzymam zasadę ,że nie będę komentował werdyktów.
Dla wszystkich kolejnych ,którzy podniosą Cruftową rękawicę i zamierzają zawalczyć na Crufcie mamy jedną radę. Pamiętać tutaj należy, że Cruft to największa i najbardziej znana i poważana w tym środowisku wystawa na Świecie. Mówią ,że kogo nie ma na Crufcie to tak naprawdę ten nie istnieje. Sentencja zapożyczona z FB ale tutaj chyba również ma zastosowanie.
Zapamiętajcie Szanowni Państwo ,że CRUFT to przede wszystkim jest jednak „SHOW”. Show i nic w tym złego. Tutaj ,tak samo ważne jest zachowanie handlera-prezentera w ringu , jego ubiór i cała otoczka z tym związana co i jakość hodowlana prezentowanego psa. Złośliwi twierdzą ,że na tejże wystawie wygrywają nie psy a „nazwiska” a tutaj w naszym ringu zasiadała elita  i same znane nazwiska. Zbyt wcześnie ,aby temu zaprzeczyć i zbyt wcześnie ,żeby z tym się zgodzić. Nasze pierwsze i mamy nadzieję ,że nie ostatnie doświadczenia, już na szczęście mamy. Cieszymy się bardzo z występu Emily. Agusia wystawiała małą rewelacyjnie jak wytrawny handler. Mała Emi miała trudne zadanie. Została wypuszczona na szeroką wodę czyli jako 19 miesięczna suczka ,zgłosiliśmy ją do klasy wyżej czyli otwartej. Nie udało się tak do końca ale i tak uzyskała rewelacyjny wynik . Emily dostała 5 lokatę i na 5 te premiowane miejsce zasłużyła. Stawka liczyła 10 suk.
Podsumowując ,trzeba powiedzieć że z pewnością otrzymaliśmy tutaj swoją pierwszą , bezcenną cruftową lekcję angielskiego po francusku i na tym  może zakończę :). Poniżej linkujemy galerie z tejże wystawy i naszej podróży. Jesteśmy ciekawi Waszych opinii. Czekamy na Wasze maile. Już dziś zapraszamy serdecznie ,abyście dołączyli do naszego grona przyszłorocznych 'cruftowych” wystawców. Żeby tak się jednak stało, musicie albo posiadać tytuł Interchampiona albo otrzymać nominację. Jest kilka takich wystaw w Polsce jest kilka zagranicą. Zamierzamy zorganizować kolejną wycieczkę w 2015r. Zapraszamy właścicieli naszych championów i naszych szczeniąt .
Powyżej to od lewej to Monika z Asią od prawej pokazówka Arona.
Obiektywnie i subiektywnie , psów jak Aron i Emily jest niezmiernie mało. Jesteśmy bardzo dumni ,że mogliśmy tam być i rywalizować. Nawiązaliśmy sporo mastifowych kontaktów. Owocem tego będzie tego roczna i przyszłoroczna wymiana naszych szczeniąt ale o tym na razie szaa….
Od lewej Monika ze swoim Kinderem od prawej Radek z Emily.
Powyżej nasze grono. Od lewej Agusia z Emily, Milosz z Najlepszym samcem w rasie, córka Milosza ,Radek, Monika z Kinderem no i oczywiście nasz Aron.
Kolejne i następne foty ,to już jedynie inne ujęcia . Psy są na tyle charakterystyczne że chyba nie ma potrzeby powtarzać opisów.
Powyższych fotek nie muszę komentować. Radość nas rozpierała, byliśmy z siebie bardzo zadowoleni. Sporo widzieliśmy i wyzbyliśmy się całkowicie naszych polskich mastifowych kompleksów. Po raz kolejny okazało się ,że „Nie taki diabeł straszny, jak go malują”….
Przed nami sporo pracy. Mamy świadomość tego co jeszcze do zrobienia . Co do Crufta … Mimo wszystko to takie magiczne miejsca motywują. Nasze hodowlane akumulatory zostały najpierw rozładowane do „zera” a później naładowane do fulla i z tego cieszymy się najbardziej. A w podsumowaniu , co tak naprawdę widzieliśmy w ringu? To co widzieliśmy , połechtało i ucieszyło.
Powyżej od lewej to nasz wycieczkowy fotograf . Zdjęcia ,które tutaj Państwo oglądacie zawdzięczamy właśnie Sławkowi. Służbowo jak widać fotograf i to niezły. Prywatnie nasz dobry kolega i przyjaciel.
Dla nas wystawa zakończyła się ok.16 tej. Mieliśmy napięty plan powrotu.
4 godziny minęły i ok.23 byliśmy w Dover. Załapaliśmy się na dodatkową kontrolę samochodów w DOVER. Na prom dostaliśmy się o 23:30 a wypłynęliśmy o północy.
Mały problem mieliśmy z biletem „flexi” ze względu na to że „nie wchodził” w system. Sfrustrowany Pan z tegoż powodu czyli z powodu braku możliwości zaznaczenia „ptaszka” w okienku flexi uznał że jeśli dopłacimy 46 funtów do każdego z biletów to nie będzie problemu . Zagotowałem się niestety , wyłożyłem łopatologicznie co o tym wszystkim myślę i jakość poszło … Byliśmy pierwszy raz w UK i tak naprawdę mamy mieszane uczucia. Być może oczekiwania jakie mieliśmy wpłynęły na całokształt… Magiczna Anglia okazała się mniej magiczna niż oczekiwaliśmy… i to chyba morał na sam koniec… Pozdrawiamy Was serdecznie …szczególnie tych ,którzy dobrnęli na sam koniec artykułu. Poniżej dwa linki do galerii i jeden do filmu.
Galeria Cruft cz.1
Galeria Cruft cz.2
Film Cruft „Aron”cz.1

Subskrybuj przez e-mail

Wpisz e-mail, aby subskrybować i otrzymywać powiadomienia o nowych wpisach.

Archiwa

Kategorie

JAGATOWO MASTIFF STORY czyli nowy mastiffowy land w królestwie Pomeranii

JAGATOWO MASTIFF STORY czyli nowy mastiffowy land w królestwie Pomeranii

Ja…..wo to nieznana , zabita dechami wioska w województwie pomorskim gdzie psy szczekają „doopami” 🙂 ale to zamierzam zmienić.
Tak było do niedawna , dopóki nie zamieszkała tam Patrycja. Tak naprawdę , super fajne miasteczko, zadziwiająco czyste , doinwestowane i spokojne. Tak również było do niedawna 🙂