Styczeń 2007 czyli o zimie ,której nie było

31-01-2007 | Kroniki

 

Styczeń 2007
czyli o zimie której nie było

Styczeń 2007 ,zaczął się w dosyć pogmatwany sposób. Hera dostała cieczkę i niejako na walizkach siedzieliśmy celem wyprawy na krycie do Czech. Minęły 4 dni cieczki zatem pobieżelim do naszego weta zrobić test na progresteron. Po kilku godzinach odebraliśmy telefon który, zburzył hamonię i poukładał domino naszego życia na swój sposób. Otóż pan wet stwierdził że progresteron wynosi ponad 9 a to oznacza ,że to koniec cieczki a nie jej początek i że sunia jest do krycia dziś, jutro rano lub już

wcale. Nie zgadzało mi się kilka szczegółów ale suma sumarum jak tu nie wierzyć testom i doświadczeniu lekarza. Wet stwierdził ,że nie ma co jechać na Czechy bo możemy nie zdążyć. Zatem nie zastanawiając się zbyt długo umówiliśmy się na poranne krycie innym psem, którego dotąd znaliśmy jedynie z podążającej za nim sławy, kilku pochlebnych opinii i renomie hodowli z której pochodzi. Pies okazał się wartościowy i urokliwy.
Ares ponieważ o nim mowa jest jeszcze nieutytułowanym psem ale jego wiek wszystko tłumaczy. Jest psem jeszcze bardzo młodym i kariera wystawowa dopiero przed nim. Posiada jednak kilka wartościowych zwycięstw z bardzo prestiżowych wystaw, co stawia go na wysokiej pozycji wśród polskich reproduktorów.
Jest synem Lady iz Angliyskogo Doma i polskiego Interchampiona Rockyego z Józefinki. Poznałem i widziałem obydwoje z rodziców Aresa. Rockiego i Lady ,potocznie Zuzią zwaną. Cóż los tak chciał i pozwolił na ten mariaż. Jaki i czy będzie tego owoc z pewnością wkrótce się okaże. Wracając do meritum. Tegoż samego dnia ponownie dla sprawdzenia pobrana została krew Hery do badania. Wynik był wielkim zaskoczeniem i świadczył o początku owulacji czyli ,że suczka powinna być kryta dopiero za dwa dni.

Ile wyniósł wynik na progresteron ? Ano 6,4. Ci którzy znają się na rzeczy, wiedzą co dokładnie oznacza. Zatem dnia 11.01.2007r. ponownie zapukaliśmy do bram reproduktora. Dojazd może byłby łatwy ale nie dla kogoś kto nie ma pojęcia o Warszawie. Niestety nasza nawigacja nie miała tejże ulicy w swoim menu. Właściciel reproduktora wyjechał po mnie. Dopiero po raz trzeci trafiłem bez pudła. Wypiłem kawę,

zrobiłem kilka fotek i wizyty czas doszedł kres. Owoc mojej fotograficznej pracy zobaczycie poniżej na fotach. Czy coś z tego wyjdzie ? Którz to wie. Tego nigdy nie można być pewnym ,szczególnie w tejże rasie. Czas pokaże najprawdopodobniej nie wcześniej jednak jak za 30-40 dni. Może trochę o podróży. Radio CB rewelacyjnie dawało informacje na temat czających się „misiaków” lub jak mówią inni, wyrastających „pieczarek”.
Prawdziwą plagą stały się fotoradary. No ja zrozumiem, dbać o bezpieczeństwo, ależ oczywiście. No wszyscy w Polsce martwią się o to :). Ale odkąd „kasa” zaczęła płynąć do budżetów miasta, stawiane są dokładnie wszędzie. Może wioska nie mieć publicznego wychodka ale za to fotoradary to najmniej ze 2. Jak mówiłem. Bezpieczeństwo,… bierzemy przykład z Europy itd. Owszem. Ale w Europie jest gdzie i po czym jeżdzić a u Nas na tych kilku przelotówkach ,które są
reprezentacyjnymi drogami w Polsce ,albo wszędzie wręcz ograniczenia prędkości albo wspomniane fotoradary. Wszystko byłoby ok. Dbałość o pieszych itd. Ale jak tu jeździć. Na zachodzie pieszy nie ma czego szukać na drodze. Jak chce przejść na drugą stronę to idzie nad lub pod jezdnią. U Nas ? Wybudować ? Nieeeee. Przecież można walnąć znak. Ograniczyć prędkość i zrobić minę zadowolenia typową dla Jasia Fasoli :).
To nie szkodzi ,że w godzinach szczytu, przy ruchu kilku tysięcy aut dziennie zmusi się je do poruszania z prędkością 50km/h. Biedni Ci piesi. Co prawda nie „zejdą” z powodu wypadku drogowego. Padną z braku tlenu lub zatruciaspalinami. 🙂 Przepraszam ,że przejaskrawiam ,ale co roku mam nadzieję ,że w tym kraju zacznie być normalnie. Cóż , na razie to tylko zostaje mi optymizm niestety niczym nie poparty. Tak swoją drogą, taki fotoradar to ponoć góry złota kosztuje. Ciekawe jakby jego cenę przemnożyć przez ich ilość w naszym kraju to ile podziemnych przejść dla pieszych można by za to wybudować. Ekonomistą nie jestem ale mnożyć potrafię jak chyba każdy z Was. Poniżej już Ares. To bardzo grzeczny i dobrze wychowany młodzieniec.

Odszedłem niestety od tematu. Zatem wracamy do piesków. Zacznijmy zatem ,jak to mówią anglicy „So” :). Tak się złozyło ,że Glinojeck leży po drodze do Warszawy. A jeśli okolice Glinojecka to o kim będzie mowa ? Ano o Magdzie. Wprosiłem się i wziąłem ją z zaskoczenia. Znaczy ich , czyli Magdę i Kreta. Zadzwoniłem ,że nadlatuję kiedy do ich hacjendy było 5 minut drogi. Te kilka zdjęć powyżej to fotki Clifa syna Sybora, Kreta z Herą

oraz Magdy. Muszę wspomnieć ,że zachowałem się skandalicznie i nie wypiłem nawet kilkukrotnie proponowanej kawy. Cóż ,zadanie wykonane. Dalej podążałem w kierunku Warszawy. A jeśli Warszawa to kto ? Ano Dorota. Zatem za telefon i po 40 minutach już byłem na miejscu głaszcząc Prezesa i jego koleżankę. Godzina strzeliła na plotach jak z bata i trzeba było zmykać. Bardzo miło mi było ,kiedy Dorota zadzwoniła z propozycją przenocowania.
Cóż pewnie dostrzegła ,że czego jak czego ale drogi powrotnej to mogę nie mieć siły pokonać. Przeczucie miała dobre, dlatego że ok. 1:00 w nocy niewiele brakowało, żebym wylądował na słupie. Przyszedłzatem czas na „SPEED 8”.To taki preparat. Sprawdza się i działa przez ok. 3-4 godziny. Jego powtórka działa już połowę krócej ,więc suma sumarum nie rozwiązuje problemu. Teraz wracając do zdjęć poniżej. Hera nie miała najmniejszej ochoty na romanse z Aresem. Co chwila kłapała pychem. Na zdjęciach zatem złocistego koloru imć Ares Józefinka lat 2,5. Pozdrawiam wszystkich i tymże optymistycznym akcentem kończę artykuł. Jeśli w miesiącu styczniu wydarzy się jeszcze coś wartego uwagi, odwiedźcie ten artykuł ponownie bo być może będzie miał swój ciąg dalszy.

Subskrybuj przez e-mail

Wpisz e-mail, aby subskrybować i otrzymywać powiadomienia o nowych wpisach.

Archiwa

Kategorie

JAGATOWO MASTIFF STORY czyli nowy mastiffowy land w królestwie Pomeranii

JAGATOWO MASTIFF STORY czyli nowy mastiffowy land w królestwie Pomeranii

Ja…..wo to nieznana , zabita dechami wioska w województwie pomorskim gdzie psy szczekają „doopami” 🙂 ale to zamierzam zmienić.
Tak było do niedawna , dopóki nie zamieszkała tam Patrycja. Tak naprawdę , super fajne miasteczko, zadziwiająco czyste , doinwestowane i spokojne. Tak również było do niedawna 🙂

MY i WY

MY i WY

  [gallery link="file"...